wtorek, 14 października 2014

Prolog



  Kto by pomyślał, że tak zapuszczony cmentarz może nagle stać się polem bitwy.
  O życie.
  O śmierć…
  Vivienne drżącymi rękoma naładowała magazynek i wycelowała w potwora przed nią. Ten był coraz bliżej, a ona nie potrafiła zdobyć się na naciśnięcie spustu.
-Vivienne!-usłyszała za sobą. Głos był dziwnie zniekształcony, ale od razu go rozpoznała. Damien. Cholera, musiała teraz strzelić inaczej zabiją ich oboje.
Trzy…dwa…jeden…
Rozległ się niebywale głośny huk, a siła, z jaką wystrzelił pistolet, odrzuciła ją do tyłu. Gdyby nie to pewnie na jej twarzy wylądowałoby zgniłe mięso. Upadła na śnieg i poczuła jak przez jej kręgosłup przechodzi fala bólu oraz zimna. Wyrwało jej dech z piersi; próbowała normalnie oddychać, ale było to trudniejsze niż sobie wyobrażała. Otrzeźwił ją dopiero charkot wydobywający się z wnętrza zombie. Jeden potwór właśnie nacierał na Damiena z przodu, kiedy drugi już dochodził do jego pleców.
  Nagle poczuła przypływ adrenaliny, silniejszy niż jakikolwiek dotąd.
  Nie znała tego człowieka, ale to właśnie on otoczył ją opieką kiedy najbardziej tego potrzebowała. Nie mogła mu teraz pozwolić zginąć.
  Poderwała się ziemi i nie wiele myśląc wyciągnęła z kieszeni mały metalowy przyrząd. Był zakrzywiony na czterech końcach i ostry jak brzytwa. Rzuciła shurikenem w potwora, który właśnie wyciągał swoje obrzydliwe ręce w stronę Damiena. Broń przebiła jego wątłe, rozpadające się ciało na wylot. Kości posypały się na śnieg, a po chwili obróciły się w popiół zmieszany z opiłkami metalu.
  W chwili gdy Vivienne zlikwidowała pierwszego zombie, Damien pozbył się drugiego-nadział go na szpikulec jak na wykałaczkę. Potwór zdążył jedynie wybuchnąć, opryskując mężczyznę wnętrznościami.
  Usiedli na pokrytym śniegiem grobie. Przypływ energii tak dobrze znany podczas walki uleciał z nich, jak powietrze z przekłutego balonu. Siedzieli w milczeniu, oparci o siebie i patrzeli: na biały śnieg, na drzewa bez liści, na popiół świadczący o zabitych potworach…
-Drżysz-zauważył beznamiętnie Damien.
Vivienne objęła się rękoma jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Otarła rękawem zamarzające na policzku łzy, pociągnęła nosem.
-To nic takiego, zaraz mi przejdzie-odparła; wiedziała, że to tylko szok pourazowy czy coś takiego. Dimitri o tym wspominał, więc nie przejmowała się tym zbytnio.
  Przez chwilę było słychać tylko ich chrapliwe oddechy. Od czasu do czasu któreś zaszurało butami, a czasem z ich gardła wydobywał się nieokreślony dźwięk: to jęknięcie, to szloch targający ciałem.
-Dziękuję-odezwała się w końcu Vivienne.
-Za co mi dziękujesz?
-Za…wszystko co do tej pory dla mnie zrobiłeś-dziewczyna poczuła, jak jej policzki rozkwitają rumieńcem i ucieszyła się, że Damien tego nie widzi.-No wiesz, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam…te potwory…nie myślałam, że moje życie wywróci się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
-Wiem jak się czujesz-odparł cicho Damien. Zaczął polerować spluwę rękawem.
Oczywiście, że wiedział. On też widział.
  Znowu cisza. Vivienne zaczynały irytować te ciągłe przerwy w rozmowie. Nie potrafili dokładnie sklecić jednego zdania, a ich dialogi wyglądały jak połamane szyldy sklepów po burzy. Stłumiła w sobie nagłą chęć wykrzyczenia mu wszystkiego w twarz. Boże, przecież przed chwilą wyznała mu wdzięczność. Zaczęła płakać bo powoli docierały do niej wydarzenia minionego dnia. Ukryła twarz w dłoniach. Miała tylko szesnaście lat, nie zasłużyła na coś takiego. Nie chciała walczyć z istotami z horrorów. Chciała być taka jak inne dziewczyny w jej wieku.
-Co się stało?-przeraził się Damien.-Hej, nie płacz. To tylko szok. Wiem, że jest ci ciężko, Viv…ale świat to nie bajka.-Mówił zupełnie tak, jakby czytał jej w myślach.-Proszę cię, nie płacz.
Przytuliła twarz do ramienia; jego kurtka pachniała tytoniem i gumą miętową. Zdążyła pomyśleć tylko, że to dość dziwne połączenie, a potem, że nawet podoba się jej ta mieszanka.
I że chyba zasnęła oparta o jego ramię.

2 komentarze:

  1. Rosses ogarnęła kody CSS haha, ale fajnie. I wgl. super nagłówek
    A opowiadanie jeszcze lepsze

    OdpowiedzUsuń